reklama

Nathanael West: Dzień Szarańczy - Recenzja

zdjęcie: Nathanael West: Dzień Szarańczy - Recenzja / fot. Sebastian Michalak
fot. Sebastian Michalak
Lawirująca wokół hollywood powieść Dzień szarańczy (1939), narracyjnie jest jego zaprzeczeniem: przeciwnie do wypowiedzi wyjętych spod dłuta fabryki snów, nie opowiada rzeczowej historii; skupia się na charakterach. Boć ich realizm jest zaś bezsprzeczny, książka izoluje się od ośrodka amerykańskiej kinematografii jeszcze bardziej. Daleka od fantazji, krytyczna nie pozostawia złudzeń - za złem - w tym przemysłu filmowego, stoją ludzie, cała ich... ekhm - plaga.
REKLAMA
Spoilery

Dla Nathanaela Westa, czyli autora Dnia szarańczy, ów utwór był jego ostatnim. (West zginął wraz z żoną w wypadku samochodowym w dzień po śmierci swojego przyjaciela - Francisa Scotta Fitzgeralda - 22 grudnia 1940 roku). I choć pisarz nie dożył więc choćby dnia ataku na bazę Pearl Harbor, zdążył doświadczyć okresu Wielkiego Kryzysu. Wszak to między innymi w jego następstwie Hitler doszedł do władzy w Niemczech, a miliony osób zakosztowały bezrobocia i głodu, wypełniające finalne dictum Westa wzdłuż i wszerz, przemoc oraz gniew, są niewątpliwym pokłosiem podłych doznań autora z lat 30..

O  postawie chmary ludzkiej przybyłej do Kalifornii West pisze:

"W końcu nadchodził ten dzień. Osiągali dochód dziesięciu, piętnastu dolarów tygodniowo. Dokąd mieli się z tym wybrać, jak nie do Kalifornii, krainy słońca i pomarańcz? Na miejscu dopiero odkrywali, że słońce nie wystarcza do życia. [...] Nic się nie działo. Nie wiedzieli, co robić z wolnym czasem. Brakowało im zasobów intelektualnych, żeby wypełnić bezczynność, brakowało fizycznych warunków i pieniędzy, żeby używać życia. [...] Gdyby chociaż samoloty rozbijały się, gdyby mogli być świadkami, jak pasażerowie giną w ogniu niby „żywe pochodnie” - jak to określają gazety. Ale samoloty nigdy się nie rozbijały."

Charakter protagonisty Dnia Szarańczy, Toda Hacketta, jest z lekka inny. A przynajmniej czasami.  Choć i bowiem dla niego niemal nic nie stanowi dość silnego bodźca, by pobudzić do sprężystości sflaczały umysł i ciało -.inteligencja, talent, a także współczucie nie są mu do reszty obce. Dowodem zaś owych cnót są jego interakcje z pozostałymi bohaterami powieści - w pierwszej kolejności: Faye Greener oraz Homerem Simpsonem.

Podobnie jak Faye, Tod - młody, ambitny malarz, kwaterujący na starcie książki w Hollywood od niespełna trzech miesięcy, poszukuje swojego miejsca w strukturze. Dlań, odmiennie do dziewczyny, fabryka snów jest atoli nie więcej niż przystankiem - źródłem zarobku (Mężczyzna jest wynajmowany przez studio filmowe do współtworzenia scenografii), nie - celem.

Notabene wizję przyszłości aspirującej aktorki bezwzględnie ocenia trzecioosobowy narrator:

"Mówiła, mówiła bez końca, opowiadając mu, jak się w filmie robi karierę i  jak ona zamierza wypłynąć. Mówiła głupstwa. Plątała zapamiętane, ale źle zrozumiane rady z fachowych czasopism i frazesy wyrywane z popularnych magazynów filmowych [...]. Bez logicznego przejścia, nie wiadomo jakim cudem możliwości przeobrażały się w jej ustach w prawdopodobieństwo, a prawdopodobieństwo w niezachwianą pewność."


Pomimo to raczkujący artysta pragnie posiąść Faye cieleśnie. Jak wyjaśnia, albowiem w innym miejscu abstrakcyjny opowiadacz:

"Mężczyźni wpadali w błagalny ton nawet mówiąc jej najprostsze dzień dobry." Mimo licznych prób Todowi nie przychodzi zaspokoić jednak swojej seksualnej żądzy.

"Kluczowy paragraf dziełka wyjaśnia dlaczego: Nie kochała go, nie mógł jej dopomóc w karierze. Nie była sentymentalna, nie potrzebowała czułości - nawet gdyby on był do czułości zdolny."

Z racji swojej bezpardonowości wątek relacji Toda i Faye jest highlightem książki. Zwłaszcza dziś - w erze #MeToo, mieni się on  dużą, jak też przejrzystą siłą. Niemniej, tak jak kontakty z Greener pokazują ciemną stronę Hacketta, tak jego relacja z Homerem wybiela go. Czterdziestoletni Simpson, który na czas kilku rozdziałów utworu zostaje nawet jego koronnym bohaterem, jest zaś postacią iście tragiczną. Społecznie niefrasobliwy, schorowany - cierpiacy na osobliwą dolegliwość rąk, które to same „wyrywają się na wolność”, nie oczekuje uznania i sławy - miast nich chce miłości, empatii. Jako, iż jego pragnienia nie zostają zrealizowane, analogicznie do reszty Kalifornijskiej społeczności powieści, musi wszak przełknąć gorzką pigułkę. Nie jest wszak w stanie:

"Tod wrócił do saloniku, żeby zobaczyć, jak się miewa Homer. Homer nie ruszył się z sofy, lecz zmienił pozę. [...] Jakaś wewnętrzna energia mięśni i nerwów zmuszało ciało do coraz ciaśniejszego zaciskania się w kłąb. Było podobne do stalowej sprężyny, którą uwolniono od zwykłych funkcji w maszynie, żeby mogła całą swoją moc skierować dośrodkowo. Dopóki sprężyna działała jako część mechanizmu, musiała pokonywać opór innych, potężniejszych sił, ale teraz, nareszcie wolna, starała się odzyskać pierwotny kształt."

Już pierwsze strony Dnia Szarańczy informują, że Tod pracuje nad obrazem „Pożar Los Angeles”. Kiedy na samym końcu książki w mieście aniołów dochodzi do zamieszek przed kinoteatrem - powiązanych z premierą nowego filmu, artysta wreszcie uzyskuje swoją dlań inspirację. Jego zwycięstwo jest jednak pyrrusowe, gorzkie, ironiczne. Choć podczas ulicznego fermentu doznaje, albowiem wizji swojego dzieła, traci z oczu - uczestniczącego w rejwachu - Homera. Dostaje więc, co chce, ale jakim kosztem? Ostatni raz, oddajmy głos Westowi:

"Patrząc na tych ludzi, gdy wiercili się na twardych ławkach swoich kościołów, Tod myślał, jak pięknie Alessandro Magnasco wydobyłby dramatyczny kontrast między ich wyjałowionymi, słabymi ciałami a zgorączkowanym i napiętym umysłem. Nie wydrwiłby ich w satyrze [...] , ani też by się nad nimi nie litował. Malowałby ich furię z szacunkiem, doceniając jej straszliwą anarchiczną potęgę i wiedząc, że tkwi w nich siła zdolna zburzyć cywilizację."
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Koluszki
10.8°C
wschód słońca: 07:14
zachód słońca: 15:40
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Koluszkach

kiedy
2025-03-22 18:00
miejsce
Sala Widowiskowa Urzędu Miejskiego...
wstęp biletowany